Billi mieszka wraz z rodzicami w Nowym Jorku i właśnie tam zastaje ją wiadomość o ciężkiej chorobie żyjącej w Chinach babci. Chińczycy, mówi matka Billie, twierdzą, że tym, co zabija nie jest rak, tylko strach, więc cała familia decyduje ukryć złe wieści przed chorą i odwiedzić ją tłumnie pod naprędce skleconym pretekstem: hucznym weselem kuzyna. Nic nie szkodzi, że kuzyn i jego japońska dziewczyna znają się od zaledwie trzech miesięcy… Wychowana w Stanach Billie nie może pogodzić się z kłamstwem, ale i chłodem, z jakim Chińczycy tamują wszelkie emocje. Naznaczona przez dwa kraje, nieustannie przeżywa tożsamościowy konflikt – i częściej jest to komedia, niż dramat. Lulu Wang z humorem opowiada o kulturowym i pokoleniowym zderzeniu, o przemijaniu miejsc i ludzi, o desperackim szukaniu siebie pośród sprzecznych wizji i wartości. A przede wszystkim o tym, że język emocji jest być może najważniejszym z tych, które warto znać.
Mocne 9/10 dla mnie!
Warto
ostatnie 10 minut filmu naprawdę zaskakuje