
Adaś Miauczyński, lat 49, leży w nadrannym półśnie, półjawie. Boi się wstać. Boi się dnia. Klnie i żegna się. Gimnastykuje się do siedmiu: jest numeromanem. Pociąga siedem łyków mineralnej. Twarz obmywa do siedmiu. Podciera tyłek – do siedmiu lub trzynastu bądź dwudziestu jeden. Podmywa się: trzy razy tyłek, cztery – krocze; razem – siedem. Wsypuje do miseczki siedem garstek płatków. Żeby nie jeść samotnie, je z telewizorem: cierpi przez niezgodę w Sejmie. Łyka prozac – na chęć życia, geriavit – na niestarzenie się i nootropil – na mózg. Popija to do siedmiu, po łyku czwartym – oblizując wargi. Kiedy sika – gwiżdże czajnik. Biegnie – gaz i gwizdek – wraca; dosikuje do siedmiu, otrząsa do trzynastu. Kawy nalewa z meniskiem; niesie ją – stopa za stopą – sunie prawie ślizgiem. Rytualnie siada na kanapie do pracy: staje w rozkroku, łapie za szew dżinsów w kroku i majtki, i – naciągając je, żeby nie wpijało mu się w tyłek – opada nim na sofę.
Warto
super, dzięki